środa, 19 października 2022

Od Chełmskich Dębów do Ambasadora Miasta Chełm

 

Spółdzielnia Mleczarska Bieluch,

Od Chełmskich Dębów w 1994 r do Ambasadora Miasta

 Chełm w 2022 r.


Z radością i satysfakcją przyjąłem informację, że na

 uroczystej sesji rady miasta Chełm po raz pierwszy

 przyznano tytuły Ambasadora Miasta Chełm. Jednym z tych

 tytułów wyróżniono między innymi Spółdzielnię Mleczarską

Bieluch.

Historia współczesna Spółdzielni Mleczarskiej Bieluch, sięga

 1994 r, kiedy w Plebiscycie Wojewody Chełmskiego

 otrzymała kryształową statuetkę „Chełmskie Dęby” za Napój

 Mleczny BIO. Było to pierwsze wyróżnienie Okręgowej

 Spółdzielni Mleczarskiej w Chełmie /wtedy taką miała 

nazwę/. Napoju mlecznego BIO już nie ma a szkoda, był

 naprawdę dobry i na tamte czasy innowacyjny. Można

 powiedzieć że był to falstart.


Drugie wejście na rynek z nowym innowacyjnym produktem

 w 1995 r, okazało się dużym sukcesem, który trwa do dziś.

 To serek naturalny Bieluch, produkowany technologią

 ultrafiltracji. Stał się strategicznym produktem Spółdzielni,

która przyjęła od niego swoją nazwę. Serek Bieluch jest na

 rynku już od 27 lat, i mimo że wielu próbowało, jest nie do

 podrobienia. Mówiąc językiem marketingowym to dojna

 krowa dla Spółdzielni Bieluch, której czas nie przeminął.




Od tamtych czasów Bieluch co rok wprowadzał nowe

 produkty na rynek. Był na wszystkich istotnych targach

 rolno-spożywczych w Polsce w Katowicach, Poznaniu,

 Krakowie, Lublinie, Warszawie, Gdańsku, Rzeszowie,

 Tarnowie i innych mniejszych miejscowościach. Na tych

 imprezach mieliśmy zawsze ulotki o Chełmie.

Produkty Bielucha są znane w całej Polsce. Będąc Prezesem

 do 2013 r , starałem się policzyć wszystkie tytuły i

 wyróżnienia, doliczyłem się około 100 a później licznik bił

 dalej. W ten sposób promowaliśmy produkty Bielucha a

 także Miasto Chełm.

Często się zastanawiałem czy Spółdzielnia Mleczarska

 Bieluch, poprzez swoją działalność promuje Chełm, nasze

 miasto, czy Miasto Chełm swoją nazwą, historią,

położeniem promuje Spółdzielnię. Dzisiaj wiem że

 promowanie miasta Chełm przez Spółdzielnię po 28 latach

 zostało docenione



Teraz jako emeryt i konsument jestem usatysfakcjonowany że

 moja Spółdzielnia dalej się rozwija, utrzymuje poziom

 jakości i innowacyjności na najwyższym poziomie i jest

 doceniana przez konsumentów. Jest to zasługa ludzi

 działających w Radzie Nadzorczej, Zarządzie ale także

 rolników i pracowników. Istotne jest także zgranie

 wszystkich członków tak aby grać do jednej bramki bez

 samobójów, mówiąc językiem piłkarskim

                                                        Waldemar Skibiński

piątek, 14 lutego 2020

Kumowa Dolina. Żabia Mowa

Kumowa Dolina, Żabia Mowa w dolinie
Nazywam się Waldemar Skibiński, mogę powiedzieć że przez ponad 70 lat mieszkam w sąsiedztwie Kumowej Doliny.
 A wcześniej mieszkali tu moi rodzice , i ich rodzice i ich....Kumowa Dolina była dla nas miejscem pracy, rekreacji, odpoczynku i rozrywki. To tu zbieraliśmy grzyby, kwiaty, kopaliśmy piasek pozyskiwaliśmy drzewo. Na naszych oczach zmieniała ono swój wygląd, swoje przeznaczenie. Moi przodkowie opowiadali o dziejach Kumowej przed wojna i wcześniej, /wiele lokalnych przekazów/. Dlatego postanowiłem o tym napisać.
Skąd pochodzi i kiedy powstała nazwa „Kumowa Dolina” trudno dociec. Oskar Kolberg w swoim potomnym dziele wydanym w Krakowie pod tytułem „Chełmskie, obrazy etnograficzne” z 1890r. na stronie 352 pisze:
Kumowa Dolina. We wsi Kumów pod Chełmem znajduje się jezioro. Podanie o nim takie: gdy raz w dawnych czasach jeździli kumowie z dziecięciem do chrztu, kum i kuma powracając w nocy przez miejsce gdzie dziś rozlewa się jezioro, zapłonąwszy do siebie nieczystym uczuciem, popełnili  występek kazirodztwa. Wtedy za karę występku, lubo jedna tylko popełniła go para, wystąpiły z głębin ziemi wody, zalały całą dolinę i zabrały cały uważany już za grzeszny orszak chrzestny; na środku jeziora została tylko malutka kępa, gdzie znaleziono nazajutrz i ocalono świeżo ochrzczone dziecię. Wody od tego czasu pozostały w miejscu i utworzyły jezioro, które atoli przez pamięć zaszłego tu wypadku, lud dotąd kumową doliną nazywa"
Natomiast starsi mieszkańcy Krzyżówek Lubelskich, wspominali że na obrzeżach terenów Kumowej Doliny od strony Ulicy Podgórze, na pagórku, jak się jedzie do masztu obok amfiteatru, biło źródło a woda spływała do małego jeziorka. Jeziorko było znane z właściwości uzdrawiających, miałem okazje to sprawdzić. Mając 6 lat zachorowałem z bratem na koklusz, którego nie mogłem się pozbyć. Nasza Babcia,pewnego wieczoru, zaprowadziła nas nad jeziorko do Kumowej Doliny. Trafiliśmy na koncert żabiej muzyki, popiliśmy wody źródlanej, oddychaliśmy powietrzem z lasu i parującej wody z jeziorka. Później lubiliśmy biegać tam sami. Po kilku dniach po kokluszu nie było śladu.
Dlatego wśród ludności mieszkające w rejonie Kumowej Doliny od strony Krzyżówek Lubelskich krążyła wersja, że nazwa pochodzi od mowy żab /kumkanie/,mających tam swoje siedlisko. Kum mowa.

Na stronie Polskiego Związku Łowieckiego napisano, że myśliwym, nazwa Kumowa Dolina kojarzy się ze strzelnicą myśliwską Zarządu Okręgowego PZŁ w Chełmie i istniejącym tam jeziorkiem. Jakoby o tym jeziorku pisał Oskar Kolberg.
Według mojej wiedzy i przekazów najstarszych mieszkańców Krzyżówek Lubelskich, strzelnica myśliwska została zlokalizowana po wyrobisku piasku. W tym miejscu znajdowała się duża góra, podobno wyższa od Łysej Góry, która zawierała bardzo dobrej jakości piasek. Stąd wozami konnymi, piasek wożono na budowę Gmachu i Osiedla Dyrekcja, stacji Chełm Miasto a po wojnie do betoniarni na ulicy Szpitalnej. Zajmowali się tym zawodowi furmani jak Kumczyńscy, Trojanowski, Czyżewski i okoliczni rolnicy. Na kopalni piachu dochodziło często do wypadków, osunięcia się skarpy piachu i zasypania pracowników. Informacje o tym krążyły wśród mieszkańców.
Notabene źródło bije do dziś, mimo że ktoś zdemontował studnię, zabierając trzy kręgi betonowe i ją zasypując. A ono na przekór dalej wybija i małym strumykiem woda spływała zboczem, w kierunku dawnego jeziorka. Studnia źródlana była wykorzystywana przez mieszkającego w tym miejscu Pana Grabka z rodziną a w latach 90 tych przez działkowców z pobliskich ogródków. Pan Grabek był zatrudniony przez wojsko jako strażnik terenów wojskowych./ strzelnice, imitacja miasteczka do ćwiczeń kierowania ogniem artylerii czy magazynu amunicji tzw. prochowni.
Przekazywałem informacje o tym źródle,poprzednim włodarzom Miasta Chełma. Proponując odtworzenia stanu pierwotnego, jako atrakcję rekreacyjną terenów amfiteatru czy stoku narciarskiego. Niestety bez rezultatu. Ponawiam propozycję do nowych włodarzy. C.d.n. Waldemar

wtorek, 27 lutego 2018

Szkoła. STO LAT nauczania w Polsce

                                                                                                                                                                                                                 Szkoła Podstawowa nr.3    
                                                                          Im. Adama Mickiewicza 
                                                                          w Chełmie    


   Zbiórka harcerzy przed szkołą /zdjęcie wykonane w 1938 r./  Na zdjęciu pierwsza z prawej drużynowa Muzyka, córka dowódcy 7 pp stacjonującego w Chełmie oraz zuch Zofia Jędrzejewska.
                                   

Moje wspomnienia.

Do Szkoły Podstawowej nr 3 w Chełmie uczęszczałem w latach 1954-1961. Zostałem zapisany przez mamę, razem z bratem Januszem, ja miałem wtedy siedem lat a brat sześć. Mama chyba, zastosowała jakiś fortel z Panią Dyrektor, bo wtedy sześciolatkowie nie mogli chodzić do szkoły. W szkole wszyscy myśleli, że jesteśmy bliźniakami. Podobno byliśmy do siebie podobni, dlatego rodzice zakupili dla nas sweterki z inicjałami, na jednym była litera W na drugim J.
Pamiętam szkołę, jako dużą z czerwonej cegły. W środku były klasy, sala gimnastyczna i świetlica z pianinem. Na zewnątrz, plac do zabaw, bieżnia na
60 m, i ubikacje. Podłogi drewniane, stale były ropowane. Dzisiaj oceniam to na prymityw ale wtedy był to standard.
Kadra nauczycielska to w większości nauczyciele, którzy uczyli moich rodziców, jeszcze przed wojną ale też młodzi. Pamiętam dyr. Medyńską, nauczycieli Jankowską, Żmórkową, Prościńską, Urbanowską, Sieciechowicz.
I woźną Dziurową. Nauczyciele byli dla nas autorytetami, zapamiętałem ich jako dystyngowane panie z dużą powagą i dystansem do uczni. Była dyscyplina, kilka razy stałem w kącie.



Nauczyciele, Koleżanki i Koledzy z mojej klasy 















Uczniowie to koledzy z Krzyżówek Lubelskich i ul. Lubelskiej, których znałem i nowi z Pilichonek, Terpiczówki, Trubakowskiej, Malowane, okolicznych wiosek / Horodyszcze, Rutka, Majdan, Zawadówka. Ponadto dzieci kadry wojskowej z koszar. Dzieci rolników, robotników, mieszczan, kupców i inteligencji, a jeden chłopak pochodzenia Ormiańskiego. Szkoła nas wtedy integrowała.                              Co działo się w szkole ? Na początku uczyliśmy się pisać, czytać, liczyć. Pisaliśmy stalówką maczaną w atrament, lub ołówkiem. Był przedmiot kaligrafia, na którym poznawaliśmy tajniki ładnego pisania, byłem z tego niezły. WF odbywał się w sali gimnastycznej albo przed szkołą. W sali gimnastycznej, skakaliśmy przez kozła lub skrzynię, i gry zespołowe. Na małym boisku biegi na 60 metrów, skoki w dal i wzwyż, i granie w zbijanego. Co jakiś czas chodziliśmy na stadion na zawody z uczniami z innych szkól. Najlepszy w biegach był Władek Warzecha kolega z klasy. Po latach spotkałem go na biegach masowych w Chełmie, zawsze był w czołówce. Odbywały się akademie i zajęcia kulturalne w świetlicy, wystąpiłem nawet w przedstawieniu, grając główną rolę „Marka Piegusa”, pechowego ucznia. W jednej ze scen miałem pobrudzić twarz atramentem, tak dokładnie to zrobiłem, że przez tydzień nie mogłem go zmyć. Szkoła organizowała wycieczki w których chętnie uczestniczyłem, np. do Kazimierza czy Zakopanego.

Wycieczka do Zakopanego
Wycieczka do Kazimierza, rejs statkiem po Wiśle
     Czas wolny, to przerwy na których było zawsze gwarno ,wesoło dużo zabawy i wygłupów. Graliśmy w hacele, cymbergaja i monetę. Zdarzały się niekiedy bójki, ale jak któregoś z nas Janusza lub mnie zaczepił jakiś chłopak, to zawsze miał do czynienia z duetem.
Absolwenci szkoły i dawni uczniowie, to lekarze, biznesmeni, urzędnicy, wojskowi, dyrektorzy zakładów, rolnicy, księżą, nie ma chyba zawodu w którym nie pracowałby uczeń trójki. Do tego sportowcy, wspomnę tylko Olimpijczyka i Mistrza Świata w ciężarach Mariana Zielińskiego czy kolegę z klasy Witka Guza z Koszarowej, wybitnego ciężarowca i trenera województwa Lubelskiego.
Po ukończeniu szkoły spotykałem, kolegów z klasy i szkoły w różnych sytuacjach i miejscach, często się wspólnie wspieraliśmy. Do dziś moim lekarzem rodzinnym jest Antoni Barański a neurologiem Teresa Serwacka.
W okresie kiedy, zarządzałem Bieluchem, miło wspominam współpracę z nauczycielem WF, Kazimierzem Prusem, który stworzył z chłopakami z trójki, zespół siatkówki. Zespół ten występował w lidze wojewódzkiej pod nazwą Komunalni a także w chełmskim TKKF, sensacją było jak chłopcy z podstawówki wygrywali z dorosłymi. Kazik organizował, także ciekawe obozy w górach dla dzieci i młodzieży, najczęściej w Zębie k. Zakopanego. Pamiętam jak zorganizował wymianę dzieci i młodzieży, żołnierzy amerykańskich z jednostek stacjonujących w Polsce z młodzieżą z Chełma. W tych imprezach uczestniczyła moja córka Edyta.
Wątek rodzinny. Szkoła obchodzi jubileusz 100 lecia. Moja rodzina od lat mieszkała i mieszka na ulicy Lubelskiej, Podgórzu czy Malowane. Babcia, ojciec i matka uczęszczali do szkoły podstawowej nr 3 przed II wojną światową w latach dwudziestych i trzydziestych. Ja i moi bracia Janusz i Andrzej ukończyliśmy tą szkołę. Moje córki uczęszczały do tego samego budynku, tylko była to już szkoła podstawowa nr 7.
Klasa mojego brata Andrzeja, lata 60
  Andrzej zaczynał naukę w szkole na Lubelskiej, a kończył w nowym budynku, na Rejowieckiej. Przed wojną ojciec ukończył tylko 5 klas szkoły podstawowej, bo rodziny nie było stać na dalsze kształcenie. Mama 6 klas, a jak rozpoczęła 7 klasę, wybuchła druga wojna światowa, a szkołę zamknęli Niemcy. 


Klasa Zofii Jędrzejewskiej 1935-1938 r.

Szkoła dała mam niezłe podstawy do dalszej nauki i pracy. Janusz, absolwent II Liceum Ogólnokształcącego w Chełmie oraz Politechniki Wrocławskiej, pracował w chełmskiej oświacie jako nauczyciel a zakończył jako Kurator w dawnym Województwie Chełmskim. Andrzej skończył Technikum Mechaniczne, Wyższą Szkołę Morską w Gdyni i do dziś pływa jako główny mechanik na statkach, po morzach i oceanach, ostatnio w Arabii Saudyjskiej, no a ja ukończyłem Technikum Rolnicze w Okszowie, liznąłem Akademię Rolniczą w Lublinie i praktycznie całe życie zawodowe, związany byłem ze Spółdzielnią Mleczarska w Chemie a zakończyłem jako jej Prezes.

Dla naszej Rodziny, Szkoła Podstawowa Nr. 3 im. Adama Mickiewicza
Była naszą szkołą.

Chełm 20.02.2018 r.                                                            Waldemar Skibiński

czwartek, 22 lutego 2018

Chłopak z Pilichonek. Heros sztangi.

Marian Zieliński /1929-2005/
Pierwszy Polak,który w podnoszeniu ciężarów:
                                                                           zdobył medal olimpijski /1956/, 
ustanowił rekord świata /1958/,
                                                              i wywalczył tytuł mistrza świata /1959/,
                                                                                                                
                                                             trzykrotny brązowy medalista olimpijski


               Marian Zieliński urodził się w Chełmie, Syn Jana i Marianny Jajus. Zielińskich, tyle o okresie kiedy przebywał w Chełmie, donoszą biografie o Marianie.
Losy mojej rodziny zetknęły się z rodziną Zielińskich. Rodzinne przekazy donoszą, że małżeństwo Jana i Marianny miało trójkę dzieci; Jankę, Mariana i Lucynę. Janka wychowywała się w Warszawie u ciotki. Jan Zieliński pracował jako robotnik w młynie, dawniej przy ulicy Pilichonki, dziś ul. Lubelskiej, miejscowi mówili, młyn Gryzińskiego. Mieszkał z żoną i dziećmi Marianem i Lucyną w domu przy ul.Malowane w jednym pokoju, wynajętym u Konstantego i Anny Skibińskich, mojego pradziadka i prababci. Dom był duży, typowo wiejski, kryty strzechą z dużą kuchnią z piecem chlebowym /z zapieckiem/
Skibińscy z ul. Malowane, zajmowali się rolnictwem, więc była także obora i stodoła i zwierzęta. Pamiętam ten dom, bo został rozebrany dopiero w latach dziewięćdziesiątych, często go odwiedzałem. W tym domu w 1929 roku, prawdopodobnie urodził się Marian Zieliński. Z okresu przedwojennego pamięta go moja mama, starsza od niego o trzy lata. Odwiedzała swoją babcię Annę a tam kręcił się mały Marian i Lucynka z którymi się bawiła.
Drugi przekaz rodzinny, pochodzi od mojego dziadka Wincentego Jędrzejewskiego, mieszkającego przed wojną przy ul. Pilichonki 48, dziś ul. Lubelska 202, blisko młyna Gryzińskiego. Dziadek miał małe gospodarstwo rolne i dorabiał dorywczo jako robotnik w młynie i dlatego znał Jana Zielińskiego. Jak wspominał dziadek, robotnicy pracujący w młynie, w wolnym czasie zakładali się, kto dalej przeniesie 200 kg zboża lub mąki /worek 50 kg pod jedną pachą, drygi pod drugą, trzeci uchwycony jedną dłonią czwarty drugą/. Był to specyficzny sposób uprawiania sportu ciężarowego. Podobno mój dziadek był w tym dobry.
Znajomość ta musiała być, stosunkowo bliska bo Wincenty został ojcem chrzestnym Mariana. Po wojnie jak Marian Zieliński zaczął osiągać sukcesy sportowe w podnoszeniu ciężarów, dziadek Wincenty często chwalił się, jakiego to ma słynnego chrześniaka.
Po wojnie, rodzina Zielińskich przeniosła się na ul. Trubakowską a Jan Zieliński zaczął pracować w młynie „ Boguszewskiego”
Marian Zieliński w latach 1936- 1938 uczęszczał do szkoły podstawowej nr 3 im. Adama Mickiewicza w Chełmie. Do tej samej szkoły, uczęszczałem i ja w latach 1954-1961. Tak się składa że w tej samej klasie co ja, uczyła się córka jego siostry Lucyny, nazywała się Szpakowska. Szpakowscy prowadzili kiosk ruchu przy skrzyżowaniu ul. Lubelskiej z Trubakowska obok stadionu Gwardii, dziś teren Chełmskiego Parku Wodnego
W latach 60-tych Marian Zieliński odwiedzał dawną dzielnicę Pilichonki i swojego chrzestnego Wincentego, byłem przy tych rozmowach, jako mały chłopak. Wydał mi się nieduży, dobrze zbudowany, skromny a zarazem pewny swego.
Chłopaka z Pilichonek, poznał cały świat, a mało znany jest w Chełmie. Dlaczego ? Powinniśmy to naprawić. Może nazwa ulicy lub inne pomysły?

                                                                                      Waldemar Skibiński


Wycieczka do Zakopanego, Uczniów Szkoły Podstawowej nr 3 w Chełmie. Około 1959 r.
W dolnym rzędzie pierwsza z lewej strony Lucyna Szpakowska z domu Zielińska siostra Mariana Zielińskiego. Za Misiem stoi, Krysia Szpakowska córka Lucyny. Waldek drugi w górnym rzędzie od prawa.
                                                                                                       


środa, 15 marca 2017

Rowerzyści i wegetarianie

Słucham radia, oglądam telewizję, czytam gazety. Słyszę wypowiedzi ludzi o podziale polskiego społeczeństwa. Można powiedzieć że jest moda na kategoryzowanie polaków a raczej na przezywanie się nawzajem, tak jak dzieci /skarżypyta, gruba dynia/. Podobno jedni są lewakami inni rowerzystami i wegetarianami jeszcze inni komunistami i złodziejami do tego wytyka się wyznania religijne i światopogląd. 
Lubię w wolnej chwili pojeździć na rowerze, żona, dwie córki i wnuczka są wegetarianami. Obok mojego domu jest ścieżka rowerowa, widzę ludzi na rowerach, biegających, spacerujących, chodzących z kijkami, zadowolonych – uśmiechniętych. Czy to jest źle? To jest ich sposób na życie ich światopogląd.
Dawno temu przyjąłem zasadę „nie ma ludzi złych, na ludzi nie można się obrażać, ideologie ludzi dzielą a potrzeba działania łączy.” Zarządzałem przez 32 lata dużą firmą na kresach wschodnich, miałem do czynienia z różnymi ludźmi. Myślę że przyjęta dewiza pracy z ludźmi, wciągania ich do wspólnego działania, pozwoliła zrealizować wiele ciekawych przedsięwzięć gospodarczych a także społecznych. Korzyści wymierne mieli wszyscy; pracownicy, rolnicy, klienci, samorząd lokalny a do tego satysfakcję że się nam udało że w tym małym naszym sukcesie każdy miał swój udział.
Ostatnio czytałem książkę „Siła zamiaru” Sinielnikowa i spotkałem tam inny umowny podział ludzi /na podstawie moralności i odpowiedzialności za swoje czyny/
Pierwsza kategoria; to ludzie-zwierzęta. Ci którzy czekają, aż wszystko zostanie im podane jak na tacy. Jeśli tego nie otrzymają, zaczynają ryczeć, niczym nie dojone krowy. Zamiast działać samemu, wszystko brać w swoje ręce, potrafią tylko obwiniać, osądzać i krytykować innych.
Druga kategoria; to ludzie-bestie, drapieżcy. Zdolni są nakarmić siebie, zapewnić sobie niezłe życie. Ale przy tym nie obchodzą ich inni ludzie. Oni są gotowi zniszczyć podobnych do siebie.
Trzecia kategoria; to człowiek rozsądny. Taki, który jest zdolny zatroszczyć się o siebie, i o innych. On potrafi osiągnąć cel w taki sposób, żeby inni też otrzymali dla siebie coś istotnego i pożytecznego.
Wynika z tego że Karol Linneusz i Karol Darwin mylili się. Proces ewolucji dopiero się rozpoczął i do homo sapiens wielu osobom bardzo daleko. Coś w tym jest.

środa, 1 marca 2017

Ostatni list do Zofii

             Rudek pisze list ze szkoły oficerskiej w Moskwie.
Wyraża w nim swoje uczucia do dziewczyny i wspomina mile rodzinę z Chełma u której był zakwaterowany w czasie wojny. W liście ukazuje swoją samotność i tęsknotę do Zofii oraz sentyment i swój patriotyzm do Polski.
            Publikuję te listy, bo pokazują że nawet losy wojenne ludzi nie są przeszkodą w miłości i uczuciach. Ponadto jak młody człowiek potrafił pięknie, ponad 70 lat temu, o tym pisać. Rudolf był synem Dyrektora firmy wydobywającej ropę, mieszkali w Stanisławowie dzisiaj Ukraina, prawdopodobnie jak na tamte czasy był nieźle wykształcony. Zofia jak wybuchła wojna rozpoczęła naukę w 7 klasie Szkoły Podstawowej nr 3 w Chełmie, Niestety Niemcy we wrześniu 1939 r. zamknęli szkołę, a Dyrektora Zygmunta aresztowali na jej oczach i innych dzieci.
             Przepisałem list bo był zniszczony i mało czytelny, starałem się jednak zachować oryginalną pisownię.

             Notabene, nieznane są dalsze losy Rudolfa natomiast Zofia wyszła za mąż w Chełmie w 1946 r. i nie odpisała na ostatni list, nie doszło także do ich spotkania o którym pisał Rudi.   
   
                                                                                                                                                      Moskwa.10.1.1946 r.

Kochana Zosieńko !
Dziś ponownie kreślę do Ciebie tych kilka słów, skorzystałem z okazji że jeden ze znajomych wyjeżdża do Polski.
Droga Zosieńko Tyś już na pewno otrzymała mój list i zdjęcia który kilka dni nazad ja do Ciebie wysłałem, teraz tylko z niecierpieniem czekam odpowiedzi.
Ja Zosiu jak już wspominałem w poprzednim liście uczę ja nie najgorzej co prawda nauki jest masa no na to nic nie poradzisz. Naogół czas leci mi stosunkowo szybko. Z 15.1.1946 roku zaczynam zdawać egzamin za drugą połowę roku. W lutym będę po egzaminach miał tylko dwa tygodnie na wakacje a puzniej znowoż to samo-nauka. Latem dostanę urlop to znaczy gdzieś w lipcu na 40 dni pojadę do domu a i myślę przyjechać na jakiś tydzień do Polski tak że do Ciebie zajadę. Myślę że do tego czasu jeszcze my się zdążymy umówić stobą listownie. Proszę tylko Zosieńko pisz mi często chociażby tak jak ja Tobie /dobrze/. Zosiu Ty powież mi że u mnie nie ma takiego dnia żebym ja Ciebie nie wspominał. Wspominam te chwile u twoich rodziców którym nigdy nie zapomnę za tą dobroć którą oni mi udzielili. Wszystko było dobre tylko przecież jedno mniestale gnębiło, a mianowicie to żeś Ty nie chciała mnie zrozumieć i uwierzyć że ja faktycznie Cię pokochałem i kochałem. Mnie się wydawało że nic szczęśliwszego na tym świecie nie może być dla mnie prócz Ciebie. Zosiu no ty dziś powież mi że ja dalej tak. Myślę i tego przekonania jestem, tylko od czasu do czasu gnębi mnie jedna myśl, może mi coś bynajmniej wydaje żeś Tyś już wyszła zamąż, co wszystko może być możliwe przecież już minął rok kiedy ja opuściłem Chełm od Ciebie. Pomyśl już rok jak nas rozdziela tyle setek kilometrów i do tego nasza korespondencja jest tak marna, wyobraź sobie ja w ciągu 1945 r. od Ciebie otrzymałem tylko dwa listy i to zawsze stakim opóźnieniem. Te dwa listy zawsze mam około siebie i bardzo często ich czytam są one dla mnie bardzo drogie. Zosieńko ja Tobie wysłałem swoje zdjęcie, które na pewno już otrzymałaś i poproszę żebyś Ty również wysłała mnie swoje. Zosiu proszę tylko mi nie odmówić mojej prośby. W następnym liście ja Tobie znowuż wyślę zdjęcie będę tam w mundurze Czerwonej Armii. Tak ja tu przeważnie w moim chodzę tylko na wielkie święto i w niedziele ubieram polski mundór. No o tym pomówimy kiedy w lecie będę u Ciebie, do opowiadania będę miał dużo myślę że Ciebie wszystko będzie interesować. Droga Zosieńko na tym pozwól mi kończyć pisać tych kilka słów i jeszcze raz proszę Cię bardzo pisz mi dużo i często, nieskrywaj niczego a prosto pisz od szczerego serca i to co Ty myślisz i co jest w Twoim sercu. Ty mnie myślę po tych kilku listach rozumiesz i nie pomyśl że to jest jakaś obłuda a szczera prawda.
Zniecierpliwieniem czekam Twojej odpowiedzi na moje listy Całuję Cię mocno-mocno i jeszcze raz mocno
Twój Rudek

P.S.
Ucałuj od demnie mocno Mamusię, Tatusia, Kazię i Zbyszka

Zosiu pisz mi na adres
Mockba 20
poprobuj pisać także na ten drugi adres który napewno masz ja Ci przecież go podawałem



niedziela, 12 lutego 2017

Drugi list do Zofii

Dziewczyny z tamtych lat


         












Dziewczyny z tamtych lat




        Zofia poznała Rudolfa  w lipcu 1944 roku, miała wtedy 18 lat.
Rudolf  był  żołnierzem I Armii LWP która wyzwalała Chełm i otrzymał przydział na kwaterę u jej rodziców na ul Lubelskiej dzielnica Pilichonki. Pochodził ze Stanisławowa obecnie Ukraina, a jego ojciec pracował w firnie wydobywającej ropę. Po wojnie został wysłany do Moskwy na Akademię Wojskową, skąd pisał listy przepojone tęsknotą za Chełmem i Zofią.




Dziewczyny z tamtych lat
Dziewczyny z tamtych lat